O godzinie 9:00, ulicą Karl Johans gate (czyli głównym deptakiem - o tej porze pustym) ruszyliśmy w stronę Ratusza (a dokładniej nabrzeża w jego okolicy, gdzie cumują promy). Po drodze widzieliśmy m.in. Parlament, darmowe lodowisko, Teatr Narodowy. Na nabrzeżu poza Ratuszem widzieliśmy też bryłę centrum Nobla.
Rejs zaczął się z małym opóźnieniem. Ruszyliśmy powoli i majestatycznie, koło twierdzy Akershus. Wygwizdów na statku był niezły - mimo, że można było skorzystać z kocy, najlepiej po prostu ubrać się ciepło, naprawdę ciepło... albo założyć strój narciarski. Widoki, które widzieliśmy warte były wyprawy, nawet biorąc pod uwagę fakt, że nasza trasa była bardzo skrócona z powodu zbyt grubej warstwy lodu. Aha, 3-dniowa Oslo Pass obejmuje darmową wycieczkę promem.
Dopłynęliśmy do Bygdøynes, a ponieważ autobus akurat nam uciekł, poszliśmy zwiedzać Maritime Museum - Norsk Maritimit Museum (to samo, które olaliśmy dzień wcześniej). Zostaliśmy tam trochę dłużej niż planowaliśmy (następny autobus był za 20 minut) bo okazało się ciekawe. ;) Makiety liniowców, obrazy, wielka kotwica, itd.
Wróciliśmy do domu przebrać się, zjeść coś i ruszyliśmy ku skoczni Holmenkollen. Na Oslo S wsiedliśmy w metro (T-bane) nr 1. Trudno to do końca nazwać metrem, bo tylko po Oslo jedzie pod ziemią, a dalej jest już normalnym pociągiem. W chwili obecnej T-bane jedzie tylko do Besserud, ze względu na przebudowę stacji Holmenkollen. Na autobus kursujący za T-bane za pierwszym razem się nie załapaliśmy bo była za duża kolejka, więc podeszliśmy jakieś 1,5km w górę na piechotę. Skocznia również w remoncie, przed przyszłorocznymi zawodami. I z powrotem do hotelu. Następnego dnia rano już odlatywaliśmy, więc trzeba było się spakować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz