Witajcie! Welcome!

Before you start reading, I advise you to switch to your preferred langauage - either Polish (tag: polski) or English (tag: English). You can also choose the country or city (caution: Oslo tag refers both to Polish and English languages). Enjoy. Feel free to comment and ask questions.

Zanim zaczniesz czytać, sugeruję wybranie etykiety: polski, która wyświetli wszystkie posty pisane po polsku lub etykiety kraju lub miasta (ale uwaga! etykieta Oslo zawiera w sobie posty i po polsku i po angielsku). Miłego czytania i zachęcam do komentowania i zadawania pytań.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Japonia, dzień 2 - prefektura Kanagawa cz. 1

Według niektórych popularnych przewodników (np. tego badziewia "Discover Japan" wydanego przez Lonely Planet) w Japonii nie ma żadnych (ciekawych) festiwali (matsuri) we wrześniu. Nie można było się bardziej pomylić.

W połowie września (14-16) w szintoistycznej świątyni Tsurugaoka Hachimangu (鶴岡八幡宮) w Kamakurze (鎌倉市) przez 3 dni trwa Reitaisai (例大祭) czyli Główne Święto. Jego częścią są zawody yabusame (流鏑馬) czyli strzelania z łuku podczas jazdy konnej. Yabusame, podobnie jak sumo, jest związane z religią szintoistyczną, rdzenną religią japońską. Początki yabusame w świątyni Tsurugaoka Hachimangu datuje się na rok 1186, ale początki rytuału yabusame sięgają do VI w. n.e. Hachiman jest bogiem łucznictwa i wojny, patronem wojowników, boskim obrońcą Japonii.

Z góry zaplanowałam sobie, że 16 września pojadę zobaczyć yabusame. Dojechałam, ale było gdzieś po 13:00. W Japonii trudno mi się było zwlec z łóżka, przed 10:00 nie wstawałam. A odległości w Japonii są długie, nawet jeśli wydaje się wprost przeciwnie...

Z hotelu skierowałam się na stację metra Tawaramachi (w Asakusie), do Ueno. 160 jenów, płatne osobno. Z Ueno pojechałam linią Yokosuka do Kamakury, niepłatne w ramach JR Pass. W pociągu poznałam pewnego Francuza o włoskim imieniu, czy Włocha o francuskim... Był ze znajomymi na urlopie, ale jechał sam do Kamakury. Też mieszkali w ryokanie w Asakusie, ale innym, z dostępem do łaźni z gorącymi źródłami.

Uśmiechnęliśmy się nawzajem do siebie, siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Ot, dwójka turystów, obcokrajowców jadących w jedną stronę. Gdzieś na którejś stacji, jeden z Japończyków siedzących po jego stronie wyszedł. Japończyk, który siedział tuż obok niego, przesunął się na zwolnione miejsce i gestem dał do zrozumienia, że mogę usiąść obok. Podziękowałam z uśmiechem i skorzystałam z zaproszenia. Wywiązała się rozmowa, z nazwijmy go... Jeanem. Mieliśmy czas porozmawiać, jechaliśmy w końcu z godzinę.

Razem skierowaliśmy się do wyjścia. Powiedziałam mu, że mam zamiar zobaczyć yabusame. Chciał wiedzieć o której. Dlatego stojąc przy mapie miasta zapytał się jakiegoś Japończyka czy nie wie o której jest festiwal w świątyni Hachimana. Tja, jakby facet, który sam sprawdza mapę miasta wiedział takie rzeczy. "Rób co chcesz, ja idę teraz do tamtej świątyni. Po to tu przyjechałam." Zdecydował, że pójdzie tam ze mną.

Szliśmy środkiem ulicy... pośród alei drzew. Nie mogłam się powstrzymać przed fotografowaniem ich. Natrafiłam na ścieżce na informację, że dzieci dziś o 16:00 będą niosły mikoshi, lektykę bóstwa. Lektyka oczywiście czekała sobie na dzieci, z boku alejki.




Do celu droga była prosta. Tłumy przede mną zresztą potwierdzały dokąd iść (choć nie lubię chodzić za tłumem). Gdy szłam tylko jedna myśl kołatała mi się po głowie "oby się jeszcze nie skończyło".
trasa yabusame


Za wiele z rytuału yabusame nie widziałam (ach te tłumy...). Widziałam kapłanów szintoistycznych, przygotowania, część galopady (ale oddawanie strzałów już nie bardzo). Ale i tak warto było stać przez godzinę w tym tłumie i ukropie (ok. 32 stopni).






Na tym zakończę pierwszą część wpisu z drugiego dnia pobytu w Japonii. Tak wiele tego dnia się działo, że muszę zrobić ciecie, inaczej nigdy tego bym nie opublikowała ;) A i pewnie żadna przyjemność z czytania takich epistoł.

PS. Wrzucić wideo z yabusame?


3 komentarze:

  1. Jak my idziemy na yabusame (do Moka, w Tochigi) to zrywamy sie o nieludzkiej godzinie, zeby miec dobre miejsce. I jedno z nas tam koczuje przy statywach, a drugie lazi, i tak na zmiane az sie impreza zacznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leń mnie wziął, to miałam za swoje... Ale nie narzekam. Następnym razem będę mądrzejsza (i może zwlekę się z łóżka wcześniej! ;))

      Można gdzieś wasze zdjęcia zobaczyć?

      Usuń
  2. tutaj sa robione przeze mnie, ale z zeszlego roku jeszcze ich nie ogarnelam, LOL.
    http://www.tochigidailyphoto.com/search/label/archery

    OdpowiedzUsuń