Witajcie! Welcome!

Before you start reading, I advise you to switch to your preferred langauage - either Polish (tag: polski) or English (tag: English). You can also choose the country or city (caution: Oslo tag refers both to Polish and English languages). Enjoy. Feel free to comment and ask questions.

Zanim zaczniesz czytać, sugeruję wybranie etykiety: polski, która wyświetli wszystkie posty pisane po polsku lub etykiety kraju lub miasta (ale uwaga! etykieta Oslo zawiera w sobie posty i po polsku i po angielsku). Miłego czytania i zachęcam do komentowania i zadawania pytań.

sobota, 15 września 2012

Indonezja, dzień 3

Drugi września 2012 r. to mój pierwszy w pełni spędzony dzień w Dżakarcie. Jeszcze oszołomiona podróżą, jeszcze nie znająca w praktyce realiów i cen.

Plany na ten dzień: Anime Festival Asia Indonesia. Impreza poprzedzająca główne wydarzenie w Singapurze gdzieś w październiku.

Centrum targowe, gdzie odbywa się AFA ID (czyli JIExpo) podobno jest oddalone o 2 km od hotelu. Obsługa nawet narysowała mi mapkę jak tam trafić, jednak rzeczywistość mnie pokonała. Smród (od ścieku podobno będącego rzeką), brak chodników, przejść dla pieszych i rzeka samochodów i motorów na ulicy skłoniła mnie po pewnym czasie błądzenia do skorzystania z taksówki. Express Taxi, jeśli mnie pamięć nie myli.

Licznik pokazał nieco ponad 18.000 rupii za dojazd na miejsce, godzina parkingu (wjechaliśmy na parking pod centrum), 2 tysiące. Zanim kupiłam bilet, znowu trochę pobłądziłam. ;) Okazało się, że przyjechałam od drugiej strony. Zapłaciłam 350.000 rupii za możliwość wejścia na koncerty podczas festiwalu.

Festiwal był jedną halą, z jakimiś stoiskami dla fanów, ponadto miejsce w którym można było przebrać się za jedną z postaci i zrobić pamiątkowe zdjęcie, czy stoiska z jedzeniem i piciem. W tejże hali było maid cafe i butler cafe. Wśród usługujących dziewcząt czy chłopców (zabawiających klientów i klientki od czasu do czasu rozmową) można było zjeść baaardzo drogie jedzenie (nawet 150.000 IDR – buda pod hotelem 15.000) lub wypić drogi napój z butelki (22.500 vs 5-6.000 w sklepie) i pogadać ze znajomymi lub przypadkowymi osobami, z którymi akurat cię posadzono. Co ciekawe, nim się dostałam do środka, to drogie jedzenie było już dawno wykupione! Panowie zagadywali różne stoliki, każda osoba rozmawiała z kilkoma różnymi kawalerami. Mimo tego, że starano się stylizować to na japońskie (poprzez proste zwroty jak witamy, czy szanowna panienko ;)) chyba tylko jeden z nich mówił po japońsku. Rozmawiałam więc z nimi po angielsku. Wszyscy zadawali mi te same pytania (skąd jestem, jak długo w Indonezji, po co przyjechałam), co było dosyć męczące.

W kolejce do kawiarni, zaczepiła mnie jakaś dziewczyna. Chciała zrobić sobie ze mną zdjęcie. Będąc "białasem" w Indonezji trzeba przywyknąć, do tego, że jest się zauważalnym (wszystkie oczy skierowane na ciebie ;)) i wiele osób będzie chciało zrobić sobie z tobą zdjęcie. Albo, że będzie zaczepiać cię krzycząc coś po angielsku - np. "Hello, Mister!" nawet gdy jest się kobietą.

Koncerty AFA były nawet niezłe. O ile lubi się słuchać głównie coverów nieznanych ci piosenek z anime. Za serce chwyciło mnie wykonanie Angeli "Zankoku na tenshi no te-ze" z Neon Genesis Evangelion. Od razu przypomniały mi się dawne konwenty w Polsce. Ach, nostalgia.

Powrót do hotelu (ok. 22) był dosyć nieprzyjemny. Ciemno jak oko wykol – o 18:00 zapada już tu zmrok – a ja nie wiem jak wrócić. Błądziłam po terenie JIExpo szukając wyjścia. Jakiś taksiarz (bez-taryfiarz) zaczepił mnie oferując podwózkę do hotelu za 100 tysięcy IDR. Dwa kilometry za 35 zł?! Dobre sobie! Mam wrażenie, że to ich ulubiona stawka gdy rozmawiają z turystami. Powiedziałam mu (całkiem grzecznie), że robi mnie w konia z taką ceną i na pewno nie zapłacę. Mówiłam, że wiem za ile tu przyjechałam i nie mam zamiaru przepłacać. Spuścił cenę do 60.000, ale machnęłam na niego ręką. Od drugiej strony (tam gdzie przyjechałam) była cała masa bez-taryfiarzy, którzy proponowali przejazd za 50.000. Olałam. Kierowca becaka (rikszy) chciał 30.000. Olałam. Powiedziałam im głośno i dobitnie, że nie jadę jak nie mają licznika. Jak jeden mąż wszyscy twierdzili, że tu nikt nie ma licznika. Pożegnałam ich i poszłam przed siebie, w stronę głównej ulicy.

Ledwo odeszłam parę kroków, znalazł się jakiś taksiarz z taryfą. Zawiózł mnie do hotelu, ale okrężną drogą. Pewność taką zdobyłam gdy dojechaliśmy w miejsce, po którym wcześniej się włóczyłam próbując znaleźć drogę do JIExpo. Zatrzymywał się to tu, to tam, skręcał gdzieś świecie przekonany, że to tutaj jest mój hotel, i zamiast wycofać jechał na około. Pokazuję mu prosto, a ten swoje – daje w lewo, bo tu na pewno! Cwaniak. Według licznika, dzięki jego machinacjom, przejazd powrotny kosztował 25.000.

Podsumowując, pierwszy dzień to było twarde zderzenie z indonezyjską rzeczywistością. Festiwal był nawet całkiem przyjemny, choć szczerze mówiąc wolę nasze konwenty. Przynajmniej one nie są tak nastawione na komerchę i wyciągnięcie jak największej ilości kasy z odwiedzających. Ok, idole idolami (był Kaname – cosplayowiec), ale nic nie przebije paneli i konkursów wiedzy! Nie wiem jak w innych krajach to wygląda, ale jak na razie, wolę polski fandom.

Poniżej parę zdjęć, które uzupełnię w wolnym czasie. Na razie kiepsko z internetem.

czwartek, 13 września 2012

Indonezja, hotel Rumah Shinta

W Dżakarcie zatrzymałam się w hotelu Rumah Shinta (dom Shinty). Adres: Jalan Mangga Dua Raya 41, Pinangsia. Kilka minut na piechotę od Stasiun Kota (aka Jakarta Kota, czy jak mówią miejscowi - Beos).

Miałam pokój na 4. piętrze (nasze 3.), narożny, jak wszystkie jedynki, nie ma okna. Ani krzesła. Ma stolik (przymocowany do ściany), telewizor, własną łazienkę z prysznicem i oczywiście łóżko. Tak, nie ma żadnych szafek ani półek. ;) Aha, jest wifi, które przerywa, bo mieszkam w pokoju najdalej od ustawionego na korytarzu rutera. Na każdym piętrze jest też dystrybutor z wodą.


Prysznic to po prostu odpływ w podłodze. Ale w hotelu była ciepła woda (co nie jest taką oczywistością w Indonezji, np. w moim tymczasowym lokum). Ten szlauf koło kibelka służy do podmywania się (a'la bidet) - w publicznych toaletach w Indonezji papier występuje rzadko.

Winda (3 os.) działa od 7 do 21, ale recepcja jest czynna 24/7.

W hotelu jest kawiarnia (samoobsługowa), w której serwowane są śniadania (wliczone w cenę). Zawsze jest jakaś indonezyjska potrawa (zazwyczaj ostra ;))  i tosty do wyboru z: dżemem, kremem czekoladowym, margaryną lub masłem orzechowym. Do tego herbata i kawa. Tylko godziny tego śniadania paskudne - od 7:00 do 9:00.

Jedynym minusem tej kawiarni jest fakt, że wejść do niej trzeba po schodach. Dlatego też nie poleciłabym tego hotelu niepełnosprawnym. W sumie to w ogóle (z tego co widziałam) nie poleciłabym Dżakarty osobom poruszającym się na wózku.

Koło hotelu jest warung (buda z jedzeniem) czynny od 17 do... północy przynajmniej. Jedzenie pyszne (halal). Polecam dania "goreng tepung" - w cieście i smażone. Kurczak (ayam) i krewetki (udang). Ryż + mięso kosztuje 15.000 IDR. Parę metrów dalej jest Indomaret, sieciowy mini-supermarket, czynny do 22. Poza jedzeniem (w tym owocami z lodówki), są podstawowe środki czystości, kosmetyki czy artykuły papiernicze. 

środa, 5 września 2012

Flight to Indonesia

My flights:
  • Warsaw - Amsterdam (around 2 hours)
  • Amsterdam - Hong Kong (around 10h) (31.08/01.09)
  • Hong Kong - Jakarta (around 4h)

I started flights at 7:45 Warsaw (31.08) UTC +2 and landed finally around 13:00 in Jakarta (01.09.) UTC +7. A long flight indeed.

The lady at the Warsaw airport couldn't check me out further than Amsterdam due to some problems with date system.  I had my carry-on (7.8 kg / 8 max) and a registered luggage (6.4 kg / 24 max). She couldn't believe I'll be coming back in a year. (well, almost 11 months).

Nothing much to write about flight to Amsterdam, except it was quick. ;)

tulip shop in Schiphol airport, Amsterdam
Amsterdam airport (Schiphol) tempts you to spend euro in the abundance of its shops. I tried to resist but in the end I spent 20€ for food stuff. Prices? Supermarket: 1l of 100% juice - 3.49€, fruit salad - 2.99 €. Food court: vegetarian pasta 2.9€ per 100g, mug of tea - 2.7€.

I've experienced Amsterdam weather - 14°C and strong wind - on a panorama terrace. The wind wasn't that bad, it just made taking photos a bit more difficult. ;) Danek, my bodyguard, can confirm it.

Danek on the panorama terrace in Schiphol airport, Amsterdam

On the panorama terrace you could enter into one of the KLM planes and see the cockpit (and hear the pilots' talks ;))
KLM plane @ panorama terrace in Schiphol airport, Amsterdam
I liked how the Schiphol airport is "infected" with KLM planes. ^^ (Oh yes, there are more of them)

What I didn't like about Schiphol was its internet connection. There is a free internet (2 x 30 min) and paid internet (3€ per 15 min), which is faster, has VPN and no time limits on it (as long as you pay).

I flew to Hong Kong with Cathay Pacific airline. On the very same plane that is here on photo. 10 rows of seats - 3 on left and right and 4 in the middle. I was sitting in the middle of the middle. ;) And near the wall. The worst place ever, I tell you. Luckily, it passed rather quickly.

The food, Chinese-style, was good. There was an omlet for the breakfast, but after I asked if there is a non-egg dish, I got Shanghai noodle with chicken, without any problems.



What I like about Hong Kong airport? There are a lot of stands with FREE internet and there is a Chinese-culture-themed exhibition.

I've exchanged 30$ for 215 HK$. An English book cost even 220HK$. O.o The same book was worth 9€ in Amsterdam. So in the end, I bought in Relay (I was surprised to see it's international brand) a Japanese magazine and a photo magazine (in English), spending around 150HK$.

It was soothing to see Chinese characters around. It felt almost like at home. I was surprised to realise how much I missed Asia during this year. I felt so happy coming back to Asia. I knew I couldn't sightsee Hong Kong now, but knowing that I'll be living around here for a year (making it possible to sightsee HK) made me happy.

The flight to Jakarta was sooooooo loooooong. Four hours, 3300 km... Too long. ;)

Immigration line was so long that I was anxious about my luggage. But it was still there when I finally got there.

I've exchanged 100$ (1 paper) for IDR - got 951000 IDR. The exchange rate was varied - from 9400 to 9510 per dollar. In case you had a 100$ with you. 10, 20, 50$ has lower rate - 9200 per dollar.

I was sooo hungry, and there was a Hoka Hoka Bento around, so I decided I'll eat in Japanese fast food and look no further. It was edible, unless you ate a chicken. I ordered Bento Special III and mineral water. Cost: bento - 32273 IDR, water (0.33l) - 6.364 IDR, there was some PKJ RESTO added (3.864 IDR) so in the end I paid 42.500 IDR. I don't feel like going to this fast food any time soon. And it made me wary of chicken meat for a few days.

I took a no-meter taxi to the hotel, in the end. I paid 100000 IDR to get to the hotel. Which wasn't that easy even if I had address with me. I should have got a phone number to the hotel, so that the driver could ask for directions. Maybe a hotel transfer from the airport (150k IDR) would be better in the end. ;)

At the hotel room I felt so tired, that I went to sleep for 14 hours (when 6 is my norm) O.o But over a day in the "road" justifies it, I think.

My first impressions from Jakarta (from the front seat of a car): green (even on highway), traffic jam and poverty. When we were looking for my hotel, I was praying to not live in some of the places we passed through.

There was a lot of road-sellers. They offered for example handicraft, swimming toys, food. There was also a beggar. There were also a lot of scooters and motors on the road. A very unusual sight for a Polish like me - it's not so popular here.

On that day I still haven't known how my impression will change in the next days.

wtorek, 4 września 2012

Lot do Indonezji, dzień 2

Loty:
  • Amsterdam - Hong Kong (31.08/01.09) [Cathay Pacific]
  • Hong Kong - Dżakarta - 4 godz. [Cathay Pacific]
O locie do Hong Kongu częściowo już pisałam. Minął całkiem szybko, nawet nie miałam kiedy pouczyć się indonezyjskiego. ;) Jedzenie było dobre, chińszczyzna oczywiście. Co prawda na śniadanie był omlet albo omlet z parówkami (halal ;)) ale obsługa na moją prośbę (bez żadnego problemu) wykombinowała mi inne jedzenie - makaron szanghajski z kurczakiem.

Lotnisko w Hong Kongu urzekło mnie dwoma rzeczami: gęsto rozmieszczonymi budkami z dostępem do internetu ;) oraz wystawą chińską.

30 $ które miałam na jakieś wydatki na lotnisku wymieniłam na 215 HK$. Kwota była za mała, żeby kupić książkę po angielsku (220 HK$) - ta sama  w Amsterdamie kosztowała 9-10 €. Import jest straszny. ;) No, chyba, że z Azji. Kupiłam na lotnisku gazetę japońską z dołączonym prezentem (torbą na ramię) i pismo nt. fotografii (po angielsku), razem za ok. 150 HK$.

Widząc chińskie znaki prawie poczułam się jak w domu. Byłam szczęśliwa, że wróciłam do Azji. Hong Kong widziałam zza okien, ale chętnie bym go zwiedziła. Będę w okolicy prawie przez rok, mam nadzieję, że zdążę.

Lot do Dżakarty... dłużył się. ;) Cztery godziny, ok. 3300 km. Częściowo przespane; oczekiwanie było nieznośne. A potem wielki banan na twarzy, począwszy od kilku minut przed lądowaniem. Miałam mieć miejsce przy oknie, ale jakaś Chinka je zajęła. Machnęłam na to ręką, siedziałam na jej miejscu - przy przejściu. Jakoś tak wyszło, że z japońskim stewardem rozmawiałam po angielsku.

Kolejka w imigracji była tak długa, że zastanawiałam się co z moim bagażem. Na szczęście torba na mnie czekała.;)

Na lotnisku wymieniłam 100 $ (w 1 papierku) w cenie 9510 IDR za dolara. Kurs wymiany wahał się od 9400 do 9510 w zależności od kantoru. W przypadku setek. W przypadku 10, 20, 50 $ cena wynosiła 9200 IDR.

Zbliżała się 14:00, padałam z głodu. Pod nosem było akurat Hoka Hoka Bento, fastfood z japońskim jedzeniem (bento). Zamówiłam Bento Special III i  wodę butelkowaną. Bento było zjadliwe pod warunkiem, że nie brało się kurczaka. Guuuma jakich mało, na kilka dni obrzydziło mi wszelkie dania z kurczakiem. Bento kosztowało 32.273 IDR, woda (0,33 l) 6.364 IDR. Do tego doliczono jakieś PKJ RESTO 10% (3.864 IDR) po czym całość zaokrąglono do 42.500. Drogo, jak to na lotnisku. T.T Tak czy inaczej, prędko się do tej restauracji już nie wybiorę.

Planowałam dojechać do Mangga Dua autobusem z lotniska. W końcu jednak wybrałam się taksówką, bez licznika. ;) Cena została uzgodniona na 100.000 IDR. Okazało się, że znajomość adresu hotelu jest niewystarczająca. Przydałby się jeszcze telefon, żeby zadzwonić do obsługi, która powie jak dojechać. :P Numeru do hotelu nie miałam, więc błądziliśmy, zanim w końcu wypatrzyłam hotel. ;) Może jednak trzeba było wziąć hotelowy transport z lotniska za 150.000 IDR.

Dotarłam do pokoju i dosyć szybko padłam. Spałam od 18:00 do 8:00.

PS. Błądzenie to fajny sposób na zwiedzenie miasta, widzi się rzeczy, których inaczej można by w ogóle nie zobaczyć. Np. uliczkę na której mieszkają Chińczycy, czy inne ummm... zastanawiałam się jak ludzie mogą w takich warunkach mieszkać. I "modliłam się", żeby tylko hotel nie był w tej okolicy.

Pierwsze wrażenia z Dżakarty (z wnętrza klimatyzowanego wozu) to zielono, zielono (nawet na autostradzie), duże korki i biednie. Dużo motorów na ulicy. Sporo ludzi chodziło między samochodami - sprzedawcy i żebracy. Sprzedawcy różnych dziwnych rzeczy (np. jedzenie,   zabawki do pływania, jakieś rzemieślnictwo) koczowali też koło jezdni.

Jakieś pytania? ;)

poniedziałek, 3 września 2012

Lot do Indonezji, dzień 1

Loty pierwszego dnia:
  • Warszawa - Amsterdam (ok. 2 godz.)
  • Amsterdam - Hong Kong (ok. 10 godz.) (31.08/01.09)

Gdy stałam w rejestracji na Okęciu okazało się, że w związku z tym że lecę na przełomie miesięcy, zostałam "nagrodzona" błędem systemu. Zostałam odprawiona tylko do Amsterdamu a mój bagaż został oznakowany ręcznie.

Pani w okienku nie mogła wyjść z podziwu, że mój bagaż na rok waży tylko 6,4 kg. Stwierdziła, że wiele osób z nadbagażem chętnie by się do mnie podłączyła. Na przykład pani z okienka obok, która dyskutowała, że 24,9 to wciąż 24 kg. Mój podręczny ważył 7,8 kg. Idealnie, bo weszły w życie w Locie nowe przepisy ograniczające podręczny do 8 kg (biznes/miles and more - 9 kg).

O locie do Amsterdamu można napisać tylko jedno: szybko minął.

sklep z tulipanami na lotnisku Schiphol w Amsterdamie
Lotnisko w Amsterdamie (Schiphol) aż kusi by wydawać tam euro. Wszędzie mnóstwo sklepów. W tym oczywiście sklepów z tulipanami. ;) Pani Zosi przypadłyby do gustu liczne butiki. Spędziłam tam kilka godzin, wydałam 20 €. Ograniczyłam się do jedzenia. Wizyta w supermarkecie Food Village kosztowała mnie 8,22 € za: sok litrowy (3,49 €), surówkę z owoców (2,99 €), słodycze (2 rodzaje: 0,35 i 1,39 €). Kolejne 10 € wydalam na lunch - pasta 2,9 € za 100 g i wielki kubek herbaty za 2,7 €.

Weszłam też do księgarni, ale za wiele książek mi się tam podobało, żebym była w stanie coś kupić.

Amsterdamską pogodę - 14°C i silny wiatr - doświadczyłam osobiście na tarasie widokowym. Było przyjemnie, ale wiatr utrudniał robienie zdjęć. Danek (zdrobnienie od Daniel), mój bodyguard, potwierdza. Asiu, wielkie dzięki. ^^ Na razie nie narzekamy na swoje towarzystwo ;)
Danek na tarasie widokowym lotniska Schiphol w Amsterdamie


Na tarasie widokowym KLM udostępnił do zwiedzania jeden ze swoich samolotów. Można było zobaczyć kokpit (opisany na plakacie obok) i posłuchać nagranych wcześniej rozmów pilotów. Ja się w Alpha Romeo gubiłam. ;) Nagrałabym rozmowy, ale nie miałam cierpliwości by przeczekać kręcące się tam co chwila dzieciaki. Zdjęcia samolotu z dedykacją dla Kaśki.
Samolot KLM do zwiedzania, taras widokowy lotniska Schiphol w Amsterdamie

Lotnisko w Amsterdamie jest opanowane przez KLM. ;) Ich samoloty ciągle gdzieś są na lotnisku. Świetny pomysł.

Minusem Schipholu jest dostęp do internetu (wifi lub komputery stacjonarne). Darmowy (2 razy po 30 min) i płatny (3 € za 15 min.), szybszy, z VPNem i bez ograniczeń czasowych, tak długo jak długo się płaci.


Do Hong Kongu leciałam już linią Cathay Pacific (tym samym samolotem co na zdjęciu). Wielkie bydlę - w rzędzie 10 siedzeń: 3 - przerwa - 4 - przerwa - 3. Siedziałam w środku, środkowe miejsce, tuż przy ścianie. Generalnie kiepskie miejsce. Po lewej dwie Chinki, po prawej Chińczyk. Nie pogadałam. ;) Więcej w następnym poście.