Loty:
Lotnisko w Hong Kongu urzekło mnie dwoma rzeczami: gęsto rozmieszczonymi budkami z dostępem do internetu ;) oraz wystawą chińską.
30 $ które miałam na jakieś wydatki na lotnisku wymieniłam na 215 HK$. Kwota była za mała, żeby kupić książkę po angielsku (220 HK$) - ta sama w Amsterdamie kosztowała 9-10 €. Import jest straszny. ;) No, chyba, że z Azji. Kupiłam na lotnisku gazetę japońską z dołączonym prezentem (torbą na ramię) i pismo nt. fotografii (po angielsku), razem za ok. 150 HK$.
Widząc chińskie znaki prawie poczułam się jak w domu. Byłam szczęśliwa, że wróciłam do Azji. Hong Kong widziałam zza okien, ale chętnie bym go zwiedziła. Będę w okolicy prawie przez rok, mam nadzieję, że zdążę.
Lot do Dżakarty... dłużył się. ;) Cztery godziny, ok. 3300 km. Częściowo przespane; oczekiwanie było nieznośne. A potem wielki banan na twarzy, począwszy od kilku minut przed lądowaniem. Miałam mieć miejsce przy oknie, ale jakaś Chinka je zajęła. Machnęłam na to ręką, siedziałam na jej miejscu - przy przejściu. Jakoś tak wyszło, że z japońskim stewardem rozmawiałam po angielsku.
Kolejka w imigracji była tak długa, że zastanawiałam się co z moim bagażem. Na szczęście torba na mnie czekała.;)
Na lotnisku wymieniłam 100 $ (w 1 papierku) w cenie 9510 IDR za dolara. Kurs wymiany wahał się od 9400 do 9510 w zależności od kantoru. W przypadku setek. W przypadku 10, 20, 50 $ cena wynosiła 9200 IDR.
Zbliżała się 14:00, padałam z głodu. Pod nosem było akurat Hoka Hoka Bento, fastfood z japońskim jedzeniem (bento). Zamówiłam Bento Special III i wodę butelkowaną. Bento było zjadliwe pod warunkiem, że nie brało się kurczaka. Guuuma jakich mało, na kilka dni obrzydziło mi wszelkie dania z kurczakiem. Bento kosztowało 32.273 IDR, woda (0,33 l) 6.364 IDR. Do tego doliczono jakieś PKJ RESTO 10% (3.864 IDR) po czym całość zaokrąglono do 42.500. Drogo, jak to na lotnisku. T.T Tak czy inaczej, prędko się do tej restauracji już nie wybiorę.
Planowałam dojechać do Mangga Dua autobusem z lotniska. W końcu jednak wybrałam się taksówką, bez licznika. ;) Cena została uzgodniona na 100.000 IDR. Okazało się, że znajomość adresu hotelu jest niewystarczająca. Przydałby się jeszcze telefon, żeby zadzwonić do obsługi, która powie jak dojechać. :P Numeru do hotelu nie miałam, więc błądziliśmy, zanim w końcu wypatrzyłam hotel. ;) Może jednak trzeba było wziąć hotelowy transport z lotniska za 150.000 IDR.
Dotarłam do pokoju i dosyć szybko padłam. Spałam od 18:00 do 8:00.
PS. Błądzenie to fajny sposób na zwiedzenie miasta, widzi się rzeczy, których inaczej można by w ogóle nie zobaczyć. Np. uliczkę na której mieszkają Chińczycy, czy inne ummm... zastanawiałam się jak ludzie mogą w takich warunkach mieszkać. I "modliłam się", żeby tylko hotel nie był w tej okolicy.
Pierwsze wrażenia z Dżakarty (z wnętrza klimatyzowanego wozu) to zielono, zielono (nawet na autostradzie), duże korki i biednie. Dużo motorów na ulicy. Sporo ludzi chodziło między samochodami - sprzedawcy i żebracy. Sprzedawcy różnych dziwnych rzeczy (np. jedzenie, zabawki do pływania, jakieś rzemieślnictwo) koczowali też koło jezdni.
Jakieś pytania? ;)
- Amsterdam - Hong Kong (31.08/01.09) [Cathay Pacific]
- Hong Kong - Dżakarta - 4 godz. [Cathay Pacific]
Lotnisko w Hong Kongu urzekło mnie dwoma rzeczami: gęsto rozmieszczonymi budkami z dostępem do internetu ;) oraz wystawą chińską.
30 $ które miałam na jakieś wydatki na lotnisku wymieniłam na 215 HK$. Kwota była za mała, żeby kupić książkę po angielsku (220 HK$) - ta sama w Amsterdamie kosztowała 9-10 €. Import jest straszny. ;) No, chyba, że z Azji. Kupiłam na lotnisku gazetę japońską z dołączonym prezentem (torbą na ramię) i pismo nt. fotografii (po angielsku), razem za ok. 150 HK$.
Widząc chińskie znaki prawie poczułam się jak w domu. Byłam szczęśliwa, że wróciłam do Azji. Hong Kong widziałam zza okien, ale chętnie bym go zwiedziła. Będę w okolicy prawie przez rok, mam nadzieję, że zdążę.
Lot do Dżakarty... dłużył się. ;) Cztery godziny, ok. 3300 km. Częściowo przespane; oczekiwanie było nieznośne. A potem wielki banan na twarzy, począwszy od kilku minut przed lądowaniem. Miałam mieć miejsce przy oknie, ale jakaś Chinka je zajęła. Machnęłam na to ręką, siedziałam na jej miejscu - przy przejściu. Jakoś tak wyszło, że z japońskim stewardem rozmawiałam po angielsku.
Kolejka w imigracji była tak długa, że zastanawiałam się co z moim bagażem. Na szczęście torba na mnie czekała.;)
Na lotnisku wymieniłam 100 $ (w 1 papierku) w cenie 9510 IDR za dolara. Kurs wymiany wahał się od 9400 do 9510 w zależności od kantoru. W przypadku setek. W przypadku 10, 20, 50 $ cena wynosiła 9200 IDR.
Zbliżała się 14:00, padałam z głodu. Pod nosem było akurat Hoka Hoka Bento, fastfood z japońskim jedzeniem (bento). Zamówiłam Bento Special III i wodę butelkowaną. Bento było zjadliwe pod warunkiem, że nie brało się kurczaka. Guuuma jakich mało, na kilka dni obrzydziło mi wszelkie dania z kurczakiem. Bento kosztowało 32.273 IDR, woda (0,33 l) 6.364 IDR. Do tego doliczono jakieś PKJ RESTO 10% (3.864 IDR) po czym całość zaokrąglono do 42.500. Drogo, jak to na lotnisku. T.T Tak czy inaczej, prędko się do tej restauracji już nie wybiorę.
Planowałam dojechać do Mangga Dua autobusem z lotniska. W końcu jednak wybrałam się taksówką, bez licznika. ;) Cena została uzgodniona na 100.000 IDR. Okazało się, że znajomość adresu hotelu jest niewystarczająca. Przydałby się jeszcze telefon, żeby zadzwonić do obsługi, która powie jak dojechać. :P Numeru do hotelu nie miałam, więc błądziliśmy, zanim w końcu wypatrzyłam hotel. ;) Może jednak trzeba było wziąć hotelowy transport z lotniska za 150.000 IDR.
Dotarłam do pokoju i dosyć szybko padłam. Spałam od 18:00 do 8:00.
PS. Błądzenie to fajny sposób na zwiedzenie miasta, widzi się rzeczy, których inaczej można by w ogóle nie zobaczyć. Np. uliczkę na której mieszkają Chińczycy, czy inne ummm... zastanawiałam się jak ludzie mogą w takich warunkach mieszkać. I "modliłam się", żeby tylko hotel nie był w tej okolicy.
Pierwsze wrażenia z Dżakarty (z wnętrza klimatyzowanego wozu) to zielono, zielono (nawet na autostradzie), duże korki i biednie. Dużo motorów na ulicy. Sporo ludzi chodziło między samochodami - sprzedawcy i żebracy. Sprzedawcy różnych dziwnych rzeczy (np. jedzenie, zabawki do pływania, jakieś rzemieślnictwo) koczowali też koło jezdni.
Jakieś pytania? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz